Jesienny wiatr zwiewał jej włosy na twarz. Kolorowe liście tańczyły dookoła. Słychać było ostatnie śpiewy ptaków, a powietrze pachniało wilgotną glebą i przekwitniętymi kwiatami. Stała na błoniach i myślała. Myślała o nim. O jego oczach. Włosach. Ustach. Zachowaniu. Ciągle miała wrażenie, że.... Że on czuje to samo. Że tez chce się do niej odezwać. Ona była zbyt dumna, żeby odezwać się pierwsza i wiedziała, ze on też tego nie zrobi. Jego przeklęty Ślizgoński honor mu na to nie pozwalał. Albo... Tylko jej się tak zdaje.... Może on na prawdę jej nienawidzi...i tylko ona to czuje.... Bała się sprawdzić, wiedziała, że jeśli teraz się nie dowie to już nigdy nie będzie miała szansy. Za tydzień koniec szkoły. Odchodzi z Hogwartu i raczej już się nie spotkają. Cóż... Takie jest życie. Może po prostu nie jest przeznaczone im być razem...
***
Słyszał dzwony.Przygłuszały energicznie grany marsz weselny. Widział powoli kroczącą kobietę o pięknej sylwetce w białej sukni z aksamitu. W rękach trzymała świeży bukiet białych róż, ozdobiony brokatem i srebrnymi wstążkami. Wyglądała przepięknie, niczym bogini płynącą zgrabnie w falach perłowo białego materiału. Jej suknia ciągnęła się daleko za nią po kamiennej podłodze kaplicy, a twarz okrytą miała koronkowym welonem tak, że nie dało się dostrzec rysów tej zapewne pięknej buzi. Powoli zbliżała się do niego a wszyscy obecni goście patrzyli na nią z zachwytem. Po kilku jeszcze nieśmiałych krokach stanęła na przeciwko niego i czekała. Nie widział jej lecz był pewny, że uśmiecha się nerwowo, a jej śliczna twarzyczka ozdobiona jest lekkim rumieńcem. Powoli wyciągnął ręce i delikatnym gestem podniósł welon i ułożył go tak, że opadał teraz delikatnie z tylu głowy dziewczyny na jej gładkich pięknych, gęstych włosach. Patrzył z zachwyconym uśmiechem w jej piękne duże przenikliwie oczy w kolorze czekolady. Były teraz przepełnione uroczą mieszanką zawstydzenia, miłości, niepewności, oraz szczyptą niedokładnie ukrywanej ekscytacji. Tak jak przewidział jej policzki zdobił piękny rumieniec. Czuł wypełniające go szczęście. Była jego. Marzył o tym każdego dnia szkoły odkąd tylko ją ujrzał. Teraz jest jego. Cała jego. Kocha go i on kocha ją. Uśmiechał się promiennie, pogłaskał ją delikatnie po policzku i powoli pochylił się ku niej. Widział jak powoli zamyka swoje piękne oczy ozdobione delikatnym makijażem. Również opuścił powieki, zapominając o wszystkim, o gościach obecnych w sali o muzyce. Teraz liczył się tylko ten jeden pocałunek. Ich usta dzieliło już tylko kilka milimetrów. Nagle wszystko rozbłysło jasnym światłem. Draco gwałtownie podniósł się w łóżku do pozycji siedzącej. Na początku nie wiedział co się dzieje. Przetarł zaspane oczy i przejechał dłonią po roztrzepanych włosach. W oczy świecił mu promyk słońca, który padał wprost na jego twarz. "Nie!" Pomyślał i nagle otrzeźwiał. "To byl tylko sen! On jakiż byłem głupi! Ona mnie nie kocha! A nawet jeśli... Trochę za późno. "Nie odważył się jej powiedzieć jak byli w szkole. Potem też nie. Swoim własnym tchórzostwem zaprzepaścił jakiekolwiek szansę bycia z nią. I to dawno temu... Nienawidził siebie za to, że wciąż o niej marzył. Powinien wreszcie pogodzić się ze swoim gorzkim losem. Odwrócił głowę i spojrzał z żalem na kobietę, która leżała obok niego w łóżku. Jej jasne, cienkie włosy opadały na jej twarz, a kołdra zsunęła się z jej ciała odsłaniając wypukły ciężarny brzuch.
***
Hermiona stała przed zlewem i zmęczona wycierała góry talerzy i innych naczyń. Była wściekła na siebie, oraz po cichu płakała nad swoim losem. Podskoczyła na dźwięk otwieranych drzwi. Otarła błyskawicznie łzy i szybko pobiegła do drzwi. Jej brudna i potargana sukienka, która kazał jej nosić żeby ją upokorzyć zaplatała jej się o nogi i biegnąc dziewczyna potknęła się i upadła. Głową uderzyła w kant szafki i zobaczyła czarne plamy przed oczami. Szybko jednak podniosła swoje prawie anorektyczne ciało i pobiegła dalej. Ich małe mugolskie mieszkanie obok meliny nie było skomplikowane, wiec zaraz była przy drzwiach. Ron bardzo zmienił się od końca szkoły... Był taki kochany... A już rok po ich zaślubinach, gdy mieli dwadzieścia dwa lata Ron zaczął zadawać się z podejrzanymi mugolami. Popadł w złe towarzystwo. Zaczął nielegalnie handlować dziwnymi towarami. Codziennie przychodził do domu upity i naćpany. Jednak gdy Hermiona postanowiła z nim o tym porozmawiać... Nie było za dobrze. W końcu, mimo pierwszej ciąży, dziewczyna postanowiła odejść. Ron... Zmienił się... I nie chciał pozwolić jej odejść. Po pijackich wrzaskach, wyzwiskach i groźbach Hermiona przeraziła się nie na żarty. Gdy po kilku dniach odzyskała odwagę, Ron przyłapał ją na panowaniu walizki. Pamiętała to szaleńcze spojrzenie. Był wściekły jak nigdy. Wyrwał jej z ręki walizkę i rozrzucił ubrania po podłodze. I wtedy pierwszy raz ją uderzył. Nie był delikatny, rzucał ją o ściany, bił, kopał. Wrzeszczał na nią, a ona obolała płakała i błagała. W końcu ją zostawił. I od tego czasu została posłuszną mu niewolnicą. Robił z nią co chciał. Kazał jej rzucić pracę. Zamykał ją w domu. Bił bez powodu, tylko po to, żeby ją upokorzyć i zastraszyć. Już nigdy nie patrzyła mu w oczy. Trwało to już dziesięć lat. Hermiona przez ten czas siedem razy była w ciąży. Za każdym razem dziecko powstawało z gwałtu. Hermiona nie broniła się bojąc się ciosów, które i tak nastąpiły. Nigdy przy nim nie płakała. Zakazał jej. Z jej siedmiu dzieci narodziła się tylko dwójka, która zamieszkiwała obecnie dom dziecka. Reszta została zniszczona przez silne uderzenia w brzuch, które były jedną z ulubionych kar jej męża. Hermiona nie miała już w sobie ani krzty dawnej siebie. Był tylko strach. Strach i żal.
***
Nic. Nie zostało jej już nic. Prz wszystkie te lata żałowała tylko jednej jedynej rzeczy. Swojej cholernej Gryfońskiej dumy. Dumy, która nie pozwoliła wyznać prawdy jedynej osobie, którą kiedykolwiek szczerze darzyła uczuciem. Rona nie było. Był to idealny moment na uwolnienie sie od tego wszystkiego. Jej nadzieja przez cały ten czas podsycana była tylko i wyłącznie myślą, że On czuje to samo. Że mimo czasu i odległości jaka ich dzieliła, On nadal o niej marzy tak jak ona o Nim. Wzięła z blaty długi nóż. Raz się żyje. Ale ona nie chciała już żyć. Miała dość. Chwyciła rękojeść obiema dłońmi i wyciągnęła ręce przed siebie tak, by szpic był skierowany wprost na jej brzuch. Zamknęła oczy i ostatnim c. sobie wyobraziła była jego piękna uśmiechnięta twarz. Opuściła gwałtownie ręce i uśmiechnęła się delikatnie. Czuła zimny metal głęboko w sobie a z ust wypłynęła jej strużka metalicznej w posmaku krwi. Kolana ugięły się pod nią i zapadła ciemność.
o~*~o
Sorki za błędy, jestem na tel ;__; i jest czwarta rano xD przepraszam za tą miniaturke, mam wrażenie , że nie wyszła. No i sorki za spóźnienie bo w sumie dzień singla był kilka godzin temu ;_;