niedziela, 16 lutego 2014

Miniaturka na Dzień Singla

UWAGA OPOWIADANIE LEKKO DRASTYCZNE UKAZUJĄCE SMUTNE WADY TEGO ŚWIATA NA PODSTAWIE DRAMIONE . Hahahah ok. Była miniaturka na Walentynki, a dzisiaj Dzień Singla! Yeeeey! Tak więc mam kolejną bardzo krótką miniaturkę na tę okazję :D Nie lubię opowiadań mega słodkich, jak tamta poprzednia miniaturka, więc teraz coś... Jakby odwrotnego. Mam nadzieję, że również wam sie spodoba :* chociaż... Wątpię. Jest bardzo... Brutalna dla słodkich marzeń o uroczym Dramione. I przepraszam najmocniej wszystkich fanów Rona. Miałam lekko... Smutny dzień. I wyszło to:



  Jesienny wiatr zwiewał jej włosy na twarz. Kolorowe liście tańczyły dookoła. Słychać było ostatnie śpiewy ptaków, a powietrze pachniało wilgotną glebą i przekwitniętymi kwiatami. Stała na błoniach i myślała. Myślała o nim. O jego oczach. Włosach. Ustach. Zachowaniu. Ciągle miała wrażenie, że.... Że on czuje to samo. Że tez chce się do niej odezwać. Ona była zbyt dumna, żeby odezwać się pierwsza i wiedziała, ze on też tego nie zrobi. Jego przeklęty Ślizgoński honor mu na to nie pozwalał. Albo... Tylko jej się tak zdaje.... Może on na prawdę jej nienawidzi...i tylko ona to czuje.... Bała się sprawdzić, wiedziała, że jeśli teraz się nie dowie to już nigdy nie będzie miała szansy. Za tydzień koniec szkoły. Odchodzi z Hogwartu i raczej już się nie spotkają. Cóż... Takie jest życie. Może po prostu nie jest przeznaczone im być razem...

***
   Słyszał dzwony.Przygłuszały energicznie grany marsz weselny. Widział powoli kroczącą kobietę o pięknej sylwetce w białej sukni z aksamitu. W rękach trzymała świeży bukiet białych róż, ozdobiony brokatem i srebrnymi wstążkami. Wyglądała przepięknie, niczym bogini płynącą zgrabnie w falach perłowo białego materiału. Jej suknia ciągnęła się daleko za nią po kamiennej podłodze kaplicy, a twarz okrytą miała koronkowym welonem tak, że nie dało się dostrzec rysów tej zapewne pięknej buzi. Powoli zbliżała się do niego a wszyscy obecni goście patrzyli na nią z zachwytem. Po kilku jeszcze nieśmiałych krokach stanęła na przeciwko niego i czekała. Nie widział jej lecz był pewny, że uśmiecha się nerwowo, a jej śliczna twarzyczka ozdobiona jest lekkim rumieńcem. Powoli wyciągnął ręce i delikatnym gestem podniósł welon i ułożył go tak, że opadał teraz delikatnie z tylu głowy dziewczyny na jej gładkich pięknych, gęstych włosach. Patrzył z zachwyconym uśmiechem w jej piękne duże przenikliwie oczy w kolorze czekolady. Były teraz przepełnione uroczą mieszanką zawstydzenia, miłości, niepewności, oraz szczyptą niedokładnie ukrywanej ekscytacji. Tak jak przewidział jej policzki zdobił piękny rumieniec.  Czuł wypełniające go szczęście. Była jego. Marzył o tym każdego dnia szkoły odkąd tylko ją ujrzał. Teraz jest jego. Cała jego. Kocha go i on kocha ją. Uśmiechał się promiennie, pogłaskał ją delikatnie po policzku i powoli pochylił się ku niej. Widział jak powoli zamyka swoje piękne oczy ozdobione delikatnym makijażem. Również opuścił powieki, zapominając o wszystkim, o gościach obecnych w sali o muzyce. Teraz liczył się tylko ten jeden pocałunek. Ich usta dzieliło już tylko kilka milimetrów. Nagle wszystko rozbłysło jasnym światłem. Draco gwałtownie podniósł się w łóżku do pozycji siedzącej. Na początku nie wiedział co się dzieje. Przetarł zaspane oczy i przejechał dłonią po roztrzepanych włosach. W oczy świecił mu promyk słońca, który padał wprost na jego twarz. "Nie!" Pomyślał i nagle otrzeźwiał. "To byl tylko sen! On jakiż byłem głupi! Ona mnie nie kocha! A nawet jeśli... Trochę za późno. "Nie odważył się jej powiedzieć jak byli w szkole. Potem też nie. Swoim własnym tchórzostwem zaprzepaścił jakiekolwiek szansę bycia z nią. I to dawno temu... Nienawidził siebie za to, że wciąż o niej marzył. Powinien wreszcie pogodzić się ze swoim gorzkim losem. Odwrócił głowę i spojrzał z żalem na kobietę, która leżała obok niego w łóżku. Jej jasne, cienkie włosy opadały na jej twarz, a kołdra zsunęła się z jej ciała odsłaniając wypukły ciężarny brzuch.

***
Hermiona stała przed zlewem i zmęczona wycierała góry talerzy i innych naczyń. Była wściekła na siebie, oraz po cichu płakała nad swoim losem. Podskoczyła na dźwięk otwieranych drzwi. Otarła błyskawicznie łzy i szybko pobiegła do drzwi. Jej brudna i potargana sukienka, która kazał jej nosić żeby ją upokorzyć zaplatała jej się o nogi i biegnąc dziewczyna potknęła się i upadła. Głową uderzyła w kant szafki i zobaczyła czarne plamy przed oczami. Szybko jednak podniosła swoje prawie anorektyczne ciało i pobiegła dalej. Ich małe mugolskie mieszkanie obok meliny nie było skomplikowane, wiec zaraz była przy drzwiach. Ron bardzo zmienił się od końca szkoły... Był taki kochany... A już rok po ich zaślubinach, gdy mieli dwadzieścia dwa lata Ron zaczął zadawać się z podejrzanymi mugolami. Popadł w złe towarzystwo. Zaczął nielegalnie handlować dziwnymi towarami. Codziennie przychodził do domu upity i naćpany. Jednak gdy Hermiona postanowiła z nim o tym porozmawiać... Nie było za dobrze. W końcu, mimo pierwszej ciąży, dziewczyna postanowiła odejść. Ron... Zmienił się... I nie chciał pozwolić jej odejść. Po pijackich wrzaskach, wyzwiskach i groźbach Hermiona przeraziła się nie na żarty. Gdy po kilku dniach odzyskała odwagę, Ron przyłapał ją na panowaniu walizki. Pamiętała to szaleńcze spojrzenie. Był wściekły jak nigdy. Wyrwał jej z ręki walizkę i rozrzucił ubrania po podłodze. I wtedy pierwszy raz ją uderzył. Nie był delikatny, rzucał ją o ściany, bił, kopał. Wrzeszczał na nią, a ona obolała płakała i błagała. W końcu ją zostawił. I od tego czasu została posłuszną mu niewolnicą. Robił z nią co chciał. Kazał jej rzucić pracę. Zamykał ją w domu. Bił bez powodu, tylko po to, żeby ją upokorzyć i zastraszyć. Już nigdy nie patrzyła mu w oczy. Trwało to już dziesięć lat. Hermiona przez ten czas siedem razy była w ciąży. Za każdym razem dziecko powstawało z gwałtu. Hermiona nie broniła się bojąc się ciosów, które i tak nastąpiły. Nigdy przy nim nie płakała. Zakazał jej. Z jej siedmiu dzieci narodziła się tylko dwójka, która zamieszkiwała obecnie dom dziecka. Reszta została zniszczona przez silne uderzenia w brzuch, które były jedną z ulubionych kar jej męża. Hermiona nie miała już w sobie ani krzty dawnej siebie. Był tylko strach. Strach i żal.

***

  Nic. Nie zostało jej już nic. Prz wszystkie te lata żałowała tylko jednej jedynej rzeczy. Swojej cholernej Gryfońskiej dumy. Dumy, która nie pozwoliła wyznać prawdy jedynej osobie, którą kiedykolwiek szczerze darzyła uczuciem. Rona nie było. Był to idealny moment na uwolnienie sie od tego wszystkiego. Jej nadzieja przez cały ten czas podsycana była tylko i wyłącznie myślą, że On czuje to samo. Że mimo czasu i odległości jaka ich dzieliła, On nadal o niej marzy tak jak ona o Nim. Wzięła z blaty długi nóż. Raz się żyje. Ale ona nie chciała już żyć. Miała dość. Chwyciła rękojeść obiema dłońmi i wyciągnęła ręce przed siebie tak, by szpic był skierowany wprost na jej brzuch. Zamknęła oczy i ostatnim c. sobie wyobraziła była jego piękna uśmiechnięta twarz. Opuściła gwałtownie ręce i uśmiechnęła się delikatnie. Czuła zimny metal głęboko w sobie a z ust wypłynęła jej strużka metalicznej w posmaku krwi. Kolana ugięły się pod nią i zapadła ciemność.


o~*~o



Sorki za błędy, jestem na tel ;__; i jest czwarta rano xD przepraszam za tą miniaturke, mam wrażenie , że nie wyszła. No i sorki za spóźnienie bo w sumie dzień singla był kilka godzin temu ;_;

środa, 12 lutego 2014

Walentynkowa Miniaturka :3

 No wiec tak. Nienawidzę Walentynek. Ale cóż ... Miniaturki Świątecznej nie było, wiec coś się wam należy w rekompensacie :* tak wiec proszę , mam nadzieję ze się trochę spodoba ;) a i pamiętajcie, miniaturka nie ma nic wspólnego z fabułą bloga ;) i oczywiście to Dramione :3 kocham wasze komentarze i mam nadzieję, ze znów nacieszycie nimi moje oczka <3

  Dochodziła ósma. A on dalej nie przychodził. Gryfonka stała zestresowana w swojej pięknej, zwiewnej,malinowo-czerwonej sukience na szczycie wieży astronomicznej ściskając w ręce pognieciony skrawek papieru. Przez godzinę przygotowywała sie do tego spotkania, mimo, że miała potworne obawy, że liścik znaleziony dzisiaj w torbie to wredny żart i przestoi tu marznąc całą noc, albo jeszcze zaraz przybiegnie tu rozwścieczony Filch, którego o jej pobycie tu poinformował ów żartowniś. Tylko mała cząstką jej ślepego serduszka miała nadzieje, że on się tu zjawi, tak jak napisał. Czekała dopiero kilka minut, no i przyszła wcześniej, wiec może nie wszystko jeszcze stracone... Miała na sobie lekki makijaż, a jej zwykle roztrzepane kasztanowe włosy teraz spadały delikatną gładką falą na ramiona. Jej policzki były ozdobione naturalnym rumieńcem, co nadawało jej dziewczęcego uroku. Miała niewysokie srebrne szpilki, a malinowa sukienka sięgała jej kolan.
  Usłyszała chrząknięcie. Jej serce zabiło mocnej, odwróciła się gwałtownie w stronę schodów, a karteczka wypadła jej z rąk. Zobaczyła go. Przyszedł, tak jak obiecał. Miała ochotę rozpłakać się ze szczęścia i ulgi i rzucić mu sie w ramiona. Ochłonęła jednak i uśmiechnęła się delikatnie.
-Przyszedłeś...
-Przecież obiecałem. - Chłopak odwzajemnił uśmiech i podszedł do niej. Zarumieniła się i spojrzała gdzieś w podłogę. - Pięknie wyglądasz. - Czuła na sobie jego ciepłe spojrzenie pełne uczucia. Nic nie mówił tylko podniósł delikatnie ręką jej brodę i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. Jego szare, zazwyczaj surowe lub pełne nienawiści lub obrzydzenia spojrzenie było przepełnione teraz szczerością i żywym uczuciem. Patrzyła na niego jak na najwspanialszą rzecz na świecie, jednym spojrzeniem potrafił sprawić, że wybaczała mu te wszystkie "szlamy" którymi obdarzał ją codziennie, gdy musieli udawać wrogów na szkolnych korytarzach. Powoli pochylił się nad nią wpatrując się w jej oczy  z odległości kilku centymetrów. Ona również swoje zamknęła dopiero w momencie gdy poczuła miękki dotyk jego chłodnych ust. Złączyli się w słodkim, delikatnym pocałunku. Dziewczyna wyciągnęła ręce i objęła swojego Ślizgona za szyję, wplatając palce w jego miękkie włosy. Była zadowolona, że nie używa już tego okropnego żelu, tylko daje włosom swobodnie układać się jak chcą. On przybliżył się i objął rękami jej talię. Ich pocałunek pogłębił się, a ich języki spotkały się w słodkim tańcu. Po chwili zaczęło im brakować tchu, więc chłopak odsunął się ciężko oddychając i oparł swoje czoło o jej. Spojrzał jej znów w oczy i powiedział cicho.
-Hej.
-Hej.- Odpowiedziała też lekko zdyszana dziewczyna i zaśmiała sie cicho, a potem przytuliła do niego. Miał na sobie czarne jeansy, czarną koszulę z rozpiętymi pierwszymi trzema guzikami oraz takiego samego koloru marynarkę. Oboje ubrali sie inaczej niz zwykle, gdyż jutro miał być dla nich i dla setek innych par ważny dzień. Dzień Miłości. Zakochanych. Walentynki. Postanowili uczcić go jednak dzień wcześniej, ponieważ następnego dnia oboje musieli zostać w pokojach wspólnych aby nie wzbudzać podejrzeń. Było oczywiste, że gdyby ktoś dowiedział się o ich związku cała szkoła huczała by od plotek, a oboje stracili by opinię publiczną oraz musieli by tłumaczyć się przyjaciołom. Nie chcieli tego dlatego od kilku tygodni spotykali sie potajemnie w przeróżnych miejscach i o różnych godzinach. Nie przeszkadzało to żadnemu z nich, wiec nie czuli potrzeby zmieniania niczego.
Chłopak odsunął sie delikatnie i uśmiechając się sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Dziewczyna uniosła brwi i czekała. Wyjął coś małego i postawił to na ziemi. Następnie sięgnął po różdżkę i wypowiedział trzy ciche zaklęcia. Najpierw tajemniczy przedmiot powiększył się i okazał sie być harfą. Następnie zaczął grać jakąś romantyczną melodie a po trzecim zaklęciu w ręce chłopaka pojawił sie bukiet tulipanów w przeróżnych odcieniach czerwieni. Klęknął na jedno kolano i podał dziewczynie kwiaty z szarmanckim uśmiechem.
-Czy sprawi mi pani tę radość i zatańczy pani ze mną panno Granger? - Brunetka uśmiechnęła się szeroko i wzięła delikatnie kwiaty przykładając je do nosa i głęboko wciągając ich piękny zapach patrząc w oczy Ślizgonowi.
-Z największą przyjemnością panie Malfoy. - Chłopak uśmiechnął się równie szeroko, wstał, wziął od niej kwiaty i położył je obok harfy. Chwycil ją w talii i przyciągnął do siebie. W rytm słodkiej muzyki tańczyli powoli w świetle księżyca i miliona gwiazd. Patrzyli sobie w oczy bez słów, jakby rozumiejąc najbardziej ukryte myśli. W końcu brunetka położyła mu głowę na ramieniu przytulając bliżej i mówiąc cicho.
-Nie wiedziałam, że potrafisz być taki romantyczny...- Chłopak zaśmiał się i odpowiedział tajemniczo.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz Hermiono... - Nagle wyszczerzył zęby w chłopięcym uśmieszku, złapał ją gwałtownie za rękę i błyskawiczne pociągnął ja tak, że zrobiła szybki piruet, a następnie przyciągnął ja z powrotem, położył jej rękę na plecach i pochylił jej głowę. Dziewczyna pisnęła i zaśmiała się. Pochylił się nad nią trzymając mocno, żeby nie spadła na ziemie i pocałował mocno w roześmiane usta. Po chwili podniósł ją i znów sie wyszczerzył, dumny z swojego postępku. Hermiona znów się zaśmiała.
-Głupek.
-Ale twój.- Odparł chłopak.
-Tak. Mój. - Gryfonka usmiechnęła się i przytuliła. Ślizgon był zadowolony z odpowiedzi i odwzajemnił uścisk wkładając nos w jej piękne włosy. -Draco...
- Tak?
-Nic. Po prostu... Lubie twoje imię. -Chłopak zaśmiał się i przytulił ją mocniej.
-Hermi...
-Tak?
-Nic. Po prostu kocham cię.
o~*~o

Sorki za błędy, ale jestem na tel i nie udało mi się chyba wszystkich poprawić <3

Rozdział XXIII ''Rodzinna Atmosfera''

Wróciłam! xD  Nareszcie~!

Eolkę zostawiam w tyle, teraz jestem Em. Hej  ;) 

 Nadal mam zawaloną głowę, ale zrobiłam już przynajmniej część zaległych rzeczy dzięki zawieszeniu <3 Dzięki Wszystkim za zostanie przy mnie i za wszystko <3 Możecie mnie teraz bić, jeśli jeszcze tu oczywiście ktoś wejdzie xD
Ten rozdział dedykuję wam wszystkim, którzy są na tyle cierpliwi, żeby wytrzymać z taką świruską jak ja xD Bogowie, nie mam pojęcia, co to będzie za cud, jak ktoś to skomentuje xDD

„Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca on ze zdwojoną siłą.”

  

 Czego on znowu chce? Rozumiem, jestem prefektem, no i ta cała sprawa z Vol... Moim ojcem, ale kolejna sowa z wezwaniem?  - Hermiona szła kolejny raz tymi samymi korytarzami, które zaczęły już jej się nudzić. Może następnym razem pójdę na około? To przynajmniej będzie jakieś urozmaicenie... 
  Znów doszła do posągu orła i stała przy nim zirytowana, dopóki przejście nie otworzyło się samo z siebie. Jak zwykle... hasło... Może niech Dumbledore jej wreszcie je zdradzi, jeśli chce ją tak często wzywać. Weszła zdenerwowana i niepewna po kamiennych stopniach. Włosy jak na złość nie chciały jej się ułożyć, na głowie miała jeden wielki stóg siana. To irytowało ją jeszcze bardziej, ale w końcu wściekła poczochrała je jeszcze bardziej i weszła z hukiem bez pukania do gabinetu dyrektora. Nie wiedziała co było powodem jej nagłego braku kultury i roztrzepania, ale wszystko ustało, kiedy obok starego czarodzieja, który ją wezwał, na czerwonym fotelu siedział przystojny nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią. Hermiona zamarła. Co on tu robi? Nie zrobiła nic złego na lekcji... chyba...  Obaj mężczyźni odwrócili się do niej, roztrzepanej i  czerwonej jak burak, więc od razu pożałowała swojej gwałtowności. Drzwi za nią trzasnęły cicho i cała trójka stała w ciszy, przez na szczęście tylko krótką chwilę. Dumbledore zaraz uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce w geście powitania.
-Panna Granger! Jak miło,że się pani zjawiła. Właśnie rozmawialiśmy o pani. - Rozmawiali o mnie...?- Usiądź proszę. - Pstryknął palcami i kilkadziesiąt centymetrów od pierwszego pojawił się bliźniaczy czerwony fotel. Hermiona miała w planach stać przez całą wizytę, ale nie chciała robić problemów, więc usiadła sztywno i wpatrywała się w swoje ręce położone na kolanach. Czuła na sobie spojrzenie nauczyciela i zaczerwieniła się jeszcze bardziej ściskając ręce w pięści. Była strasznie zażenowana sytuacją w jakiej się znalazła. W jej głowie wciąż migotało wspomnienie wzroku profesora, zaraz po tym jak weszła do gabinetu dyrektora. W jego oczach było coś... dziwnego. Jakby szczęście, albo coś w tym rodzaju... Tylko dlaczego na złote gacie Merlina, profesor Aleksander Bennett jest szczęśliwy, gdy ją widzi? Hermiona nie rozumiała już niczego. Z całej siły starała się nie myśleć o jedynym jak na razie poważnym problemie: swojej rodzinie i  udawało jej się to, a tu znowu kolejna sprawa do zastanawiania się nad nią. Merlinie...
- Dobry wieczór panie profesorze.
-Witaj Hermiono.- Powiedział dziwnie rozśmieszonym głosem mężczyzna i uśmiechnął się do niej szeroko, a gdy ujrzała ten piękny, równiutki rządek śnieżnobiałych zębów zauważyła coś dziwnego. Dwa pierwsze zęby, lekko wystawały w taki sam sposób, jak te jej. Jej oczy rozszerzyły się. A następnie się zirytowała. Czemu ona wygląda jak królik, a on z takimi zębami nadal zachowuje swoją seksowną młodzieńczość? Uśmiechnęła się do niego lekko i powiedziała.
-Wzywał mnie pan, panie dyrektorze.
-A owszem, wzywałem. Mam do ciebie pewną sprawę młoda damo... Otóż, jest w tej szkole ktoś, komu zależałoby na tym, abyś poznała go bliżej. - Hermiona zaczerwieniła się i zaczęła głęboko zastanawiać się, dlaczego na Merlina, Dumledore zajmuje się tym, że jakiś ktoś chce ją poznać? - Czy sprawiłabyś mu tę przyjemność i poszła z nim na spacer?
-Ale.... Panie profesorze... ja nie wiem nawet kto to jest... - Dyrektor wymienił serdeczny uśmiech z rozbawionym profesorem Obrony Przed Czarną Magią, a Hermiona była coraz to bardziej niepewna o co im chodzi. Czuła się jakby obaj coś przed nią ukrywali i jeszcze ich to bawiło, co było dziwne zwłaszcza, że miała do czynienia z dorosłymi ludźmi, o co najmniej wzorowej inteligencji.
-No dobrze, nie męczmy jej tak Albusie. - Roześmiał się profesor Bennett. Wstał z fotela i podał rękę dziewczynie. - Zechcesz wybrać się ze mną na spacer Hermiono? -Dziewczyna oniemiała. Była pewna, że jej twarz jest czerwona jak światła na mugolskim skrzyżowaniu, a jej oczy były wielkie jak spodki. Nie wiedziała co powiedzieć, gapiła się raz na profesora, raz na dyrektora i milczała z rozchylonymi ustami. -Hermiono? Sprawisz mi tę przyjemność?- Spytał ponownie mężczyzna, a dyrektor zaczął się śmiać, co ocuciło dziewczynę.
-Eeee.... Oczywiście panie profesorze.... - Wstała chwiejnie, cała czerwona, nie wiedząc co powiedzieć innego. Chwyciła jego rękę, mając nadzieję, że zignoruje to, że jest lodowata i cała spocona. On na szczęście tylko uśmiechnął się i pociągnął ją w stronę drzwi.
-Dziękuję bardzo dyrektorze.- Uśmiechnął się jeszcze do śmiejącego się staruszka i wyszli, słysząc jeszcze za sobą wołanie pomieszane z rechotaniem.
-Miłego spaceru! - Aleksander zaśmiał się i zgrabnie zeskoczył po schodach, przez co Hermiona, której ręka nadal tkwiła w jego, prawie się potknęła. Gdy wyszli i przechadzali się korytarzem, ciągle trzymając się za ręce Hermiona z wahaniem odezwała się.
-Ekem... Panie profesorze... Jaki jest pana cel? I czy moglibyśmy....- Spojrzała na ich splecione ręce wciąż czerwona jak burak. - Profesor tylko się zaśmiał wesoło i mrugnął do niej.
-Hermi a co powiesz, na... łamanie zasad?Tu raczej nie wolno biegać, nieprawdaż?  - Zaśmiał się jeszcze głośniej widząc minę dziewczyny. ''HERMI?!'' Łamanie zasad?! Hermiona była już tak strasznie zdumiona tym co się dzieje, że nie zdziwiłoby jej nawet gdyby UFO wleciało na środek Wielkiej Sali podczas kolacji. Nie zdążyła nawet wyjąkać jednego ''ale'' i już profesor ciągnął ją biegnąc po korytarzach, uśmiechnięty od ucha do ucha. Po drodze napotkali kilku uczniów, którzy byli równie zdumieni jak ona, a mężczyzna tylko im pomachał cały rozpromieniony i biegł dalej. Po chwili dotarli na błonia. Mimo, że była połowa listopada, na dworze było całkiem ciepło. Po kilku metrach skocznego biegu profesor zatrzymał się i rozradowany stanął patrząc w niebo i wdychając jesienne powietrze. Hermiona była nadal oniemiała, ale bieg ją trochę ocucił.
-Panie profesorze? Tak właściwie... to o co w tym wszystkim chodzi? - Hermiona, wciąż czerwona miała nadzieję, że przynajmniej teraz jej wyjaśni co się dzieje z tym światem.
-Ohh Hermiono... Przejdźmy się.- Roześmiał się znów Aleksander. Puścił dobrotliwie jej, już obolałą rękę i poszedł raźno do przodu, nie oglądając się czy za nim idzie. Chcąc nie chcąc dziewczyna nadgoniła go, ale stanęła specjalnie nieco w tyle, w razie gdyby, tak jak przypuszczała, profesor okazał się być szaleńcem, który omamił dyrektora i musiałaby uciekać. Szli i szli, po jakimś czasie mężczyzna zaczął gwizdać jakieś wesołe melodyjki. Hermiona w głowie miała tak ogromny mętlik, jak nigdy. Na szczęście gwizdy po chwili ucichły i zastąpiło je pytanie.
-Tak więc Hermiono... Co lubisz robić?- Aleksander zatrzymał się i odwrócił w stronę dziewczyny z nieustającym uśmiechem. Hermionie pytanie zdało się dziwne, ale odpowiedziała.
-Lubię... Czytać. I... uczyć się...- Jej rozmówca najwyraźniej ucieszył się, że odpowiedziała, ale nic na to nie powiedział, tylko od razu zadał kolejne pytanie.
-A jakie książki czytasz?
-No... zazwyczaj naukowe, albo inne edukacyjno podobne...
-Hmmm.... ciekawe... A kiedy masz urodziny?
-Dziewiętnastego września, ale po co...?
-Och, zwykła ciekawość. A na drugie imię masz Jean? -Hermiona uniosła brwi i potaknęła. Po co mu to wszystko wiedzieć? Ale nie miała nawet czasu go o to zapytać, gdyż zasypał ją kolejnymi pytaniami.

***

   Draco był załamany. Znowu ją zgubił. Starał się, na prawdę się starał ją śledzić i pilnować jej, ale ciągle coś mu przeszkadzało. Siedział teraz na ławce na jednym z dziedzińców i patrzył jak jakieś dzieciaki wymieniają się kartami z czekoladowych żab, spacerują, rzucają piłkami i wypróbowują nowe produkty Weasley'ów. Nagle usłyszał skrawki rozmowy jakichś dwóch dziewczyn z pierwszych klas.
-Tak, dokładnie tak.... prefekt z Gryffindoru..... Biegła z profesorem po błoniach... Myślisz, że są razem?- Chichotały jak opętane i oddaliły się. Draco, oniemiały nie miał wyboru. Podszedł do nich lekko skrępowany.
-Ej wy... widziałyście tą prefektkę? Szukam jej właśnie... -Dziewczęta rozchichotały się jeszcze bardziej i zrobiły się czerwona jak buraki.
-Och tak! Była na błoniach... biegała tam z tym nowym profesorem...- Śmiały się wniebogłosy. - Trzymali się za rączki. 
-Eee to fajnie. Dzięki wam i nie rozgadujcie ludziom głupot...
-Ale to była prawda!
-Tak, super, dzięki.
 Co?! Biegała za rękę z nowym profesorem?! Draco poszedł szybko w kierunku błoni. Czy... oni są razem? Ona coś do niego ma? I on do niej? Chłopak posmutniał, chociaż nie do końca wiedział dlaczego i nienawidził się za to uczucie. Jak on może coś... czuć do tej szlamy? Nie, na pewno coś mu się pomieszało i ona mu się wcale nie podoba.... A jednak myśl, że mogłaby się zakochać w przystojnym profesorze, z niewiadomych przyczyn go raniła. Ale to by było dla niej lepsze, niż cokolwiek, co szykuje dla niej Czarny Pan, skoro kazał ją śledzić... Draco tak bardzo żałował, że gdyby coś jej groziło z jego strony, nie był w stanie nic zrobić...


***

  Hermiona zaczęła już całkowicie tracić nadzieję, że Aleksandrowi skończą się pytania. Wiedział już nawet jak grubych ołówków używa do szkiców.... Była po prostu zmęczona, a słońce zaczęło zachodzić. 
-A jak nazywała się twoja mama?- Zabrzmiało kolejne pytanie. Hermiona zesztywniała. Co powiedzieć? Cynthia? Dziewczyna milczała. Profesor zamrugał dwa razy oczami jakby o czymś sobie przypomniał.- Oj wybacz... nie chciałem... 
-Nie chciał pan czego? To zwykłe pytanie...- Powiedziała szybko uczennica i uśmiechnęła się sztucznie.
-Hermiono... Ja... Na prawdę nie wiesz kim jestem? -Hermiona przyjrzała mu się. Rzeczywiście był podobny, ale nie miała pojęcia do kogo. Może kolega z podstawówki okazał się być czarodziejem jak ona? - To ja.  Hermi? To ja, Ab. - Hermiona uniosła brwi, ale nie zrozumiała nadal kim jest ten dziwny młodzieniec. Nagle coś w jej mózgu jakby się przełączyło. Ab! Popatrzyła na niego cofając się o krok a w jej oczach stanęły łzy. Przyłożyła ręce do ust w geście niedowierzania. 
-A-ab?! Abrakas?! 
-Tak, to ja... twój... brat Hermiono.- Chłopak uśmiechnął się nieporadnie i wzruszył ramionami. 

***

  W  ciemnym pokoju z kominkiem rozległo się westchnienie. 
-Już wie. On też. Chyba czas na małe... zebranie rodzinne.- Powiedział do siebie mężczyzna w ciemnej szacie i uśmiechnął się do sufitu. I bynajmniej nie był to był szyderczy, czy okrutny uśmiech. Było w nim coś, czego świat nie widział od czasów bardzo dawnych - szczerość w geście Toma Riddle'a.


o~*~o